W spotkaniu w siedzibie PZPN wzięli udział: Paweł Wszołek (piłkarz reprezentacji Polski i Legii Warszawa), Andrzej Dawidziuk (trener bramkarzy reprezentacji Polski), Piotr Świerczewski (srebrny medalista turnieju piłkarskiego na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie, 70-krotny reprezentant Polski) oraz Marcin Żewłakow (strzelec gola dla Polski na mundialu 2002, 25-krotny reprezentant kraju). A także kilkanaścioro dzieci, zarówno trenujących piłkę w akademiach, jak i tych, które piłką się pasjonują. Spotkanie poprowadził Piotr Nowak, redaktor Dziennik.pl.

Drużyna ważniejsza niż bohaterowie

Paweł Wszołek jesienią zeszłego roku strzelił gola dla Legii w zwycięskim meczu z Aston Villą w Lidze Konferencji Europy. To był jeden z tych momentów, który kibice będą wspominać latami.

Adrian, 13 lat: Jakie to uczucie, gdy piłka wpadła do siatki? Czułeś się bohaterem?

Paweł Wszołek: Ciężko bohaterem nazwać akurat mnie. Myślę, że w tamtym meczu bohaterem była cała drużyna. Wychodząc na boisko, mamy wspólny cel – jest nim dobry wynik. I myślę też, że lepiej, gdy po wygranym meczu wszyscy czują się bohaterami. To buduje siłę zespołu bardziej, niż gdy bohaterami są indywidualności.

Fajnie być bohaterem na boisku, ale też fajnie być nim poza nim, w życiu codziennym, pomagać innym itd. To jest naprawdę wartościowe. Oczywiście jest to przyjemne uczucie, gdy strzela się dwie czy trzy bramki. Ale najważniejsze jest zawsze dobro drużyny. To drużyna wygrywa, nie bohaterowie, na tym polegają sporty drużynowe.

Czy bramkarze są szaleni

Andrzej Dawidziuk jest jednym z najwybitniejszym specjalistów od szkolenia bramkarzy, nie tylko w Polsce. Jego wychowankiem jest m.in. Łukasz Fabiański, bramkarz West Ham United, czołowa postać drużyny z Euro 2016, gdy Polska dotarła do ćwierćfinału.

fot. materiały prasowe

Andrzej Dawidziuk: W życiu bramkarza albo jest się bohaterem, bo uratowało się mecz, albo puściło się bramkę, której się nie powinno puścić. Trzeba to dźwignąć, jest taka huśtawka nastrojów. Prowadziłem przez wiele lat szkołę bramkarzy w Szamotułach. Stamtąd wyszło kilku golkiperów, którzy przewinęli się przez pierwszą reprezentację Polski, grali w czołowych klubach Ekstraklasy, w silnych ligach europejskich. Oprócz Łukasza Fabiańskiego byli to: Łukasz Załuska, Radek Cierzniak, był też Kuba Słowik, który zagrał również w reprezentacji. W kadrze pracowałem zarówno z bardzo młodymi bramkarzami, jak i takimi z uznaną renomą. Kacper Tobiasz miał 12 lat, gdy się z nim spotkałem po raz pierwszy. Później spotkaliśmy się na mistrzostwach świata w 2022 r., gdzie był czwartym bramkarzem (poza oficjalną kadrą na turniej). Mój pierwszy kontakt z seniorską kadrą jako trenera miał zaś miejsce na mundialu w 2002 r. To był czas, kiedy jeszcze w reprezentacji bronił Jerzy Dudek. Pamiętacie takiego bramkarza?

(na sali cisza)

Andrzej Dawidziuk: No tak, to postać z pokolenia waszych rodziców. Od tamtej pory, od mundialu w 2002 r., praktycznie wszyscy bramkarze, którzy mieli zaszczyt grać dla reprezentacji, to byli fachowcy, z którymi miałem kontakt – bezpośredni albo pośredni. Troszeczkę się tego nazbierało.

Kacper, 13 lat: Ile prawdy jest w tym, że bramkarz musi być trochę szalony? W sensie, że jest specyfika osobowości bramkarzy, cechuje ich indywidualizm, odwaga?

Andrzej Dawidziuk: Jeżeli chcemy uprawiać sport, który wymaga troszeczkę więcej odwagi, jest sportem ekstremalnym, to oczywiście my też musimy być lekko szaleni, żeby podejmować takie decyzje , których inni by w życiu nie podjęli.

Podam wam prosty przykład, dlaczego ta pozycja bramkarza jest nieco inna. Jeżeli w kogokolwiek z nas ktoś chciałby czymkolwiek rzucić, i nie daj Boże będzie to coś takiego, co może nam zrobić krzywdę, wszyscy jak tu siedzimy, pewnie zrobimy unik, żeby nie dać się trafić, prawda? Bramkarz musi zrobić dokładnie odwrotnie. Musi zrobić wszystko, żeby dać się trafić piłką, która zmierza w jego kierunku, aby ją zatrzymać.

Trwa ładowanie wpisu

Na ścieżkach kariery

Piotr Nowak: Czy jest z nami jakiś młody człowiek, który zakłada rękawice? Może ktoś z was trenuje grę na bramce? Nie ma? (śmiech). Sami zawodnicy z pola, taka czeka nas przyszłość.

Jest z nami za to Marcin Żewłakow, który na mundialu w roku 2002 trafił do siatki w spotkaniu ze Stanami Zjednoczonymi. Polska wygrała ten mecz. Było to pierwsze zwycięstwo po 16 latach na mundialu. Potem był zawodnikiem belgijskich: Beveren KSK, KAA Gent, Excelsior Mouscron. A kiedyś także Polonii Warszawa.

Konstanty, lat 4: Jak pan zaczął grać w piłkę?

Marcin Żewłakow: Wszystko zaczęło się w drużynie szkolnej. Potem została ona podpięta pod drużynę klubową. To był Drukarz Warszawa i park Skaryszewski, niedaleko Stadionu Narodowego, więc „korespondencyjnie” wszystko się działo wokół meczów reprezentacji. W głowie były marzenia. Wydaje mi się, że w mojej drużynie każdy z nas miał marzenie, żeby chociaż raz zagrać w biało-czerwonej koszulce.

Wiktor, 11 lat: Jest pan zadowolony z tego, co się udało osiągnąć?

Marcin Żewłakow: Tak, ale mam świadomość, że to była kariera przez małe K, a nie taka, jak dzisiaj patrzymy na kariery Lewego, Milika, Szczęsnego czy wspomnianego Łukasza Fabiańskiego. Oni mają takie kariery przez wielkie K. Mieli swój czas w europejskich silnych ligach i w reprezentacji. A ja miałem moment, gdy na jednym dużym turnieju mistrzostw świata udało się strzelić gola.

fot. materiały prasowe

Piotr Nowak: Jakie to uczucie, jak piłka po twoim strzale wpada do siatki na mistrzostwach świata? Co wtedy pan pomyślał?

Marcin Żewłakow: Niedowierzanie, bo to było zbyt duże dla mnie, żeby uwierzyć, że to, o czym myślałem przez 26 lat swojego życia, właśnie się ziściło. A wiecie, piłka trochę spadła mi na bark. Dzisiaj pewnie bramka nie byłaby uznana, bo sprawdziliby na VAR, że trochę pomogłem sobie w nieprawidłowy sposób, ale wtedy spojrzałem tylko na sędziego.

(Rozbawienie na sali)

Wiedziałem, że nie protestuje, i rozlała się taka wielka radość po całym brzuchu. Nie wiedziałem, jak mam się zachować, więc nie pamiętam, co się stało. Piłka wpadła. To był gol na trzy do zera, więc wiedzieliśmy już, że tego meczu nie przegramy. A to był mój jedyny strzał. Wygraliśmy honor. I to był taki mój skarb.

Piotr Nowak: Są z nami chłopcy, którzy mogą być kiedyś piłkarzami, być może też zagrają na wielkich imprezach. Na razie uczą się gry w piłkę w Clepardii Kraków, MKS Piaseczno, Orłach Zielonka oraz Olimpii Warszawa. Być może nagranie z dzisiejszego Dnia Dziecka zostanie przypomniane za 15 lat, kiedy jedno z was będzie grało w reprezentacji Polski. Teraz pytania zadadzą wam piłkarze i trener.

Andrzej Dawidziuk: Kto z was jest napastnikiem? Udało wam się strzelić bramkę, z której się bardzo cieszycie?

Krystian, 11 lat: Ja dużo strzelałem, dlatego też jednej konkretnej bramki nie pamiętam. Ale każda sprawia mi wielką radość. To coś wyjątkowego.

Andrzej Dawidziuk: A wolisz strzelać gola po indywidualnej akcji? Czy jak ktoś podaje?

Krystian: To inne rodzaje bramek, ale chyba po dryblingu jest najprzyjemniej. Chociaż zawsze gram zespołowo i cieszę się też z goli, które koledzy strzelają.

Maks: Ja pamiętam taką po rożnym, z pierwszej piłki, z woleja.

Andrzej Dawidziuk: A na jakiej pozycji grasz?

Maks: Na dziesiątce.

Andrzej Dawidziuk: Dziesiątka kreuje bramki, ważna pozycja.

Boisko to inny świat

Marcin Żewłakow: Dla mnie piłka nożna była światem, do którego ja się przenosiłem na dwie godziny treningu. Problemy mnie nie dotyczyły. Miałem wrażenie, że ludzie na mnie patrzą inaczej i że mogę wyrazić siebie zupełnie inaczej. Taka motywacja popychała mnie w pierwszych latach. Natomiast później wiedziałem, że jeśli wytrwam w treningu, to stworzę sobie trochę lepsze życie. Zastanawiam się, jak wy do tego podchodzicie. Chcielibyście być zawodowcami?

Piotr: Ja gram dla radości, sprawia mi to przyjemność. Nawet jak przegram mecz, to nie będę z tego powodu smutny, jakby dał mi więcej sił.

fot. materiały prasowe

Damian, lat 13: Dla mnie to superodpoczynek po lekcjach. Coś, przez co zapominam o całym świecie.

Andrzej Dawidziuk: A nie jest tak, że przez grę w piłkę nożną czujecie się trochę lepsi od innych, np. w klasie?

Damian: Ja lubię, jak gram w piłkę nożną, bo lubię i to sprawia mi radość. No i gram.

Marcin Żewłakow: Ja wiedziałem, że ja chcę być piłkarzem. I zastanawiam się, czy u was motywacja również sięga tak daleko? Czy jest na najbliższy rok szkolny, a potem zobaczymy?

Bartek: Ja kocham piłkę i chcę grać. Nie wiem, czy zostanę znanym piłkarzem, pewnie nie, bo to się rzadko zdarza. Ale chciałbym grać przez całe życie.

Tomek, lat 10: Ja marzę, żeby grać w reprezentacji i w jakimś dobrym klubie. Na razie chcę się rozwijać, dobrze wyglądać i jeździć na mecze po to, żeby rywalizować.

Marcin Żewłakow: Talent jest czymś, co pozwoli się pokazać. Natomiast wydaje mi się, że jeśli masz charakter i upór, to wytrzymujesz ciężką pracę. To jest to, dzięki czemu robi się karierę. Więc jeśli mogę wam coś podpowiedzieć, to czasami ci, którzy wydają się lepsi na samym początku, nie zawsze będą piłkarzami. A jeśli macie w sobie troszkę samozaparcia i uporu, to mimo tego, że na początku nie było się najlepszym, można zrobić karierę. Więc absolutnie w tym wieku nie ma co się załamywać ani porównywać, że komuś coś idzie albo przychodzi łatwiej, bo każdy ma swoją drogę. Pamiętajcie!

Siła marzenia

Andrzej Dawidziuk: Dopytam, co jeszcze daje wam to, że gracie w piłkę? Co przez to zyskujecie?

Bartek: Mi daje pewność siebie piłka.

Andrzej Dawidziuk: A patrząc przez pryzmat tego, że poznajecie nowe środowisko, macie więcej kolegów dzięki temu, że gracie. Bo macie, prawda? W przypadku Marcina jest jeszcze jedna rzecz, o której nie powiedział, ale warto to przytoczyć. Marcin nie zaczynał sam grać w piłkę, ma brata bliźniaka, który również zagrał w reprezentacji Polski.

fot. materiały prasowe

Piotr Nowak: Brat w pewnym momencie był zawodnikiem, który miał najwięcej występów w reprezentacji. Powiedziałeś Marcinie, że zaczynałeś w wieku 10 lat. Kto wpadł na pomysł, ty czy Michał, że może pójdziecie pograć w piłkę?

Marcin Żewłakow: Moim pierwszym trenerem był sąsiad z bloku. Wydaje mi się, że trener Jerzy Smoliński widział nas na jakimś osiedlowym boisku i zauważył, że w miarę sobie radzimy. I tak to się zaczęło. Natomiast z bratem bliźniakiem byliśmy taką małą drużyną w dużej drużynie, już po pierwszym treningu wydaje mi się, że wiedzieliśmy: to jest to, czego chcemy. Trochę tak jak w szkole. Każdy z nas ma swoje preferencje i trafiasz wreszcie na ten przedmiot, który lubisz. Ja tak miałem z piłką nożną. Od 10. roku życia wiedziałem, że chcę grać. Miałem takie marzenie, aby zagrać chociaż jeden sezon w klubie zagranicznym i jeden mecz w reprezentacji Polski. Pamiętam, że towarzyszyło mi ono od samego początku, chociaż były takie momenty, gdzie niejeden trener czy kolega mówił mi, że nie zrealizuję go, bo jestem słaby, bo coś tam. Ale ja pamiętam, że ta siła i wiara tak mnie pchały, że byłem w stanie przetrzymać każdą burzę. Zastanawiam się, czy jeśli wam nie wyjdzie, nie strzelicie na przykład bramki w łatwej sytuacji, zabieracie to ze sobą, przeżywacie to, czy odcinacie i przechodzicie do kolejnych zajęć?

Maks: Ja nie myślę w ogóle o takich drobnych niepowodzeniach. Mi się wydaje, że to jest lepsza droga. Bo piłka to głowa, silna głowa.

Marcin Żewłakow: Nam tego nikt nie powiedział. Pamiętam, że ja w sobie to strasznie nosiłem, więc czasami zaczynałem nowy mecz, ale jeszcze byłem obciążony tym, co się wydarzyło w poprzednim. Wydaje mi się, że tak nie można, więc brawo dla ciebie. Dla mnie takie podejście jest dużo, dużo lepsze i dużo bardziej obiecujące.

Bogactwo futbolu

Piotr Nowak: Mam pytanie do wszystkich. A w zasadzie zadanie. Chciałbym, żebyście po kolei wymienili maksymalnie trzy rzeczy, z którymi wam się kojarzy życie zawodowego piłkarza, gdy myślicie o jego codzienności.

Dzieci wymieniają:

– ciężka praca,

– zdrowe odżywianie,

– trening,

– zabawa,

– podróże,

– sława,

– przyjaźń.

Piotr Nowak: Przyjaźń. To jest piękne skojarzenie!

Dzieci kontynuują:

– piłka, jako przedmiot,

– doskonalenie się,

– odpowiedzialność,

– motywacja,

– pieniądze.

Piotr Nowak: O właśnie. I to pieniądze w sensie tych, które zarabiają piłkarze, ale też tych, które są w piłce, bo przecież nie byłoby zawodowej piłki nożnej bez sponsorów, zapewniających też całe zaplecze.

Dzieci wymieniają dwie ostatnie rzeczy:

– z siłą, trzeba być silnym, fizycznie i mentalnie, bo jedno i drugie jest ważne,

– radość.

Piotr Nowak: Brawo! To może zostańmy przy radości. Powiedzcie, cieszynka którego piłkarza wam się szczególnie podoba? Wymienicie piłkarzy, którzy tak fajnie się cieszą po strzeleniu gola?

Głosy: Haaland, Cristiano Ronaldo, Bellingham.

Piotr Świerczewski: Ja nie doczekałem czasów, kiedy te cieszynki zaczęły obowiązywać. Nie mieć cieszynki… To chyba lipa trochę teraz? Jak jest w młodych rocznikach? Trzeba mieć taką?

Krystian: Nie trzeba, trenerzy też nie zawsze pozwalają aktorzyć.

Piotr Nowak: Piotr Świerczewski w 1992 r., gdy jeszcze wasi rodzice byli młodzi, zdobył w Barcelonie na igrzyskach srebrny medal olimpijski. Był podstawowym zawodnikiem tej drużyny. Powiedz, jakie to uczuci mieć taki medal na szyi?

Piotr Świerczewski: Fajna chwila. To jest zwieńczeniem okresu, kiedy przygotowywaliśmy się przez dwa czy trzy lata do turnieju, byliśmy taką zgraną ekipą olimpijską. Jeździliśmy na obozy, mieliśmy specjalne zgrupowania i marzyliśmy o tym, aby wyjechać na olimpiadę. Udało nam się, choć tylko pięć zespołów europejskich było na olimpiadzie w Barcelonie.

Jako drużyna olimpijska zdobyliśmy srebrny medal, przegrywając w finale z Hiszpanią. Cudowne uczucie wyjść na finał na stadionie Barcelony – Camp Nou. Finał olimpijski zgromadził komplet publiczności. Musicie sobie wyobrazić, to jak Stadion Narodowy tylko razy dwa. Było cudownie.

Piotr: A nie było panu żal, że to tylko srebrny medal?

Piotr Świerczewski: Z jednej strony byliśmy szczęśliwi, z drugiej trochę rozczarowani, że nie zdobyliśmy złota. Ale wtedy ten medal przyniósł nam dużo szczęścia i radości, podczas uroczystości wręczenia każdy z piłkarzy otrzymał coś, co jest pamiątką do końca życia, coś, co potwierdza specjalne, wybitne osiągnięcia sportowe. Dostajemy też specjalne pieniążki, dodatek olimpijski za to osiągnięcie.

Piotr Nowak: A jakiego macie swojego ulubionego piłkarza reprezentacji Polski z tych, którzy obecnie grają bądź niedawno jeszcze grali?

Głosy z sali: Jędrzejczyk, Milik, Szczęsny.

Piotr Nowak: Jędrzejczyk? Oooo, to zaskakujące. Proszę przekazać (słowa do Pawła Wszołka – red.). A dlaczego Artur Jędrzejczyk?

Paweł Wszołek: To przecież najbardziej sympatyczny piłkarz Legii.

Piotr Nowak: Jest z nami jedna dziewczyna. Jaki uprawiasz sport?

Marysia: Pływanie.

Piotr Nowak: Z czym ci się kojarzy piłka, powiedz jako obserwatorka?

Marysia: Z pasją, bo żeby uprawiać jakiś sport, trzeba mieć pasję, inaczej nie sprawia to przyjemności.

Przesłanie na koniec

Andrzej Dawidziuk: Na koniec chcę wam powiedzieć coś ważnego. To, co daje sport, co daje piłka nożna, to możliwość codziennego ruchu. Jest to szczególnie ważne, bo coraz częściej deficytowe. Tak jak Marcin wspominał, kiedy z bratem zaczynali jako 10-latkowie, ten czas ukształtował ich i przez to byli zdecydowanie zdrowsi, bardziej sprawni. Ogólna sprawność jest fundamentem zdrowego i szczęśliwego życia. Współczesny czas niesie za sobą troszeczkę takie ograniczenie aktywności, bo fajnie się gra w piłkę, siedząc w fotelu i mając w ręku joystick, ale to nie jest to samo. Więc jeżeli macie tylko możliwość, zachęcajcie rodziców, swoje rodzeństwo, żeby wyjść na podwórko, przed blok, do ogrodu czy na boisko.

Pamiętam, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Łukasza Fabiańskiego w wieku 14 lat. Grał kapitalnie w koszykówkę. Myślę, że gdyby nie został bramkarzem, to byłby koszykarzem, przynajmniej na poziomie rozgrywek krajowych, a może i gdzieś dalej. To wymagało od niego ogromnej sprawności ogólnej i ona pozwoliła mu później odnaleźć się na boisku. Dbajcie o to bardzo, bo nawet jeśli nie zostaniecie wielkimi piłkarzami, będzie wam się łatwiej dorastało, będzie łatwiej pokonywać codzienne wyzwania. Zachęcam do tego, żebyście uprawiali sport, jakikolwiek i gdziekolwiek.

Piotr Nowak: To są piękne słowa na zakończenie.

PN
fot. materiały prasowe

partner:

fot. materiały prasowe