W grudniu gwałtownie rośnie ilość słodyczy, które są w zasięgu naszych dzieci. To budzi niepokój, bo przecież wiemy, że słodycze szkodzą dzieciom i raczej powinniśmy dbać o ich ograniczenie. Jak zachować zdrowy rozsądek w tym wymagającym czasie?
Cukier ma bardzo zły PR. To, jak jest przedstawiany w mediach, jak my rodzice jesteśmy bombardowani różnymi informacjami, że to trucizna, nie truj swojego dziecka, jest nagminne. Jeżeli chcesz mieć zdrowe dziecko, to nie dawaj słodyczy. Uspokoiłabym jednak rodziców, że wszystko zależy od ilości i od o wiele szerszej perspektywy. Mimo, że na Święta tych słodyczy jest dużo pod różnymi postaciami, trzeba na to spojrzeć jak na większy obraz. Trzeba spojrzeć na ten grudzień z perspektywy mijającego czasu. Są kilka razy w roku okazje, kiedy słodyczy dzieci jedzą więcej, ale ważne jest to, co na co dzień kładziemy na talerze dzieci. Jeśli proponujemy im urozmaicone posiłki w ciągu roku, to nawet jednorazowe większe ilości słodyczy nie będą tak bardzo wpływać na zdrowie naszych maluchów. Na pewno zatem chodzi o całokształt żywienia, a nie jednorazowe dawki.
Do cukru również pasuje zatem stwierdzenie, że "dawka czyni truciznę"? Nawet miesiąc maratonu cukrowego, przy zbilansowanej diecie na co dzień, nie sprawi, że dzieciom siądą wyniki i będziemy najgorszymi rodzicami na świecie?
Tak, dokładnie. Często patrzymy też na zdrowie mocno zero jedynkowo. Jeżeli mielibyśmy odpowiedzieć, od czego zależy nasze zdrowie, to w pierwszej kolejności powiedzielibyśmy, że od diety. Potem, że od aktywności fizycznej i od snu. A na zdrowie składa się masa czynników i to, co kładziemy na talerze jest w tych 53 proc., które należą do stylu życia. Pozostała część to na przykład dostęp do opieki zdrowotnej, używki albo stres. To te emocje są bardzo ważne. A zatem za zdrowie odpowiada masa czynników, nie tylko to, co jemy.
Czyli wszystkie negatywne emocje, które możemy nadbudować wokół słodyczy mogą zdrowiu dziecka służyć gorzej niż ten cukierkowy maraton?
Tak, bo tak naprawdę o wiele ważniejsze jest, z jakimi emocjami wobec jedzenia idziemy do dziecka. Jeżeli wokół słodyczy będziemy budować narrację, że słodycze są złe, szkodzą zdrowiu, będziesz mieć zepsute zęby, będziesz otyły, to nie sprawi, że dziecko przestanie je lubić. Jesteśmy ewolucyjnie zaprogramowani do lubienia słodkiego smaku. Słodkie są wody płodowe i mleko mamy. Słodycze są pyszne i lubimy słodki smak, to naturalne. Dlatego komunikaty, które mówią jaki cukier jest zły, nie sprawią, że nasze dzieci przestaną go lubić. Sprawimy za to, że nasze dziecko, jedząc słodycze, będzie miało poczucie winy, wyrzuty sumienia, będzie je jadło w ukryciu przed nami.
Właśnie ten bagaż emocjonalny, który dopisujemy do słodyczy jest o wiele ważniejszy w kontekście tego, jak te słodycze naszym dzieciakom wprowadzać. Jeżeli będziemy dbać o dobrą relację ze słodyczami u naszych dzieci, to te okresy w przeciągu roku, kiedy jest ich więcej, nie będą dla nas straszne. Dzieci będą umiały same regulować te ilości przyjmowanych słodyczy. Nie będą one zakazanym owocem, przestaną być czymś "wow", a będą czymś normalnym. A cukrowa obsesja będzie maleć.
W czasie Świąt dziecko może zebrać pokaźną kolekcję słodyczy. Jaka jest twoja rada? Ingerować w sposób zarządzania nimi? Przejąć w ogóle kontrolę, a może zostawić decyzyjność zupełnie po stronie dziecka?
Warto zaznaczyć, że tak jak w ogóle w rodzicielstwie ważne jest stawianie granic, tak i w kontekście jedzenia, dzieci powinny mieć postawione granice. Z kolei w obrębie granic, które ustalamy z członkami rodziny, warto dawać dzieciom autonomię. Przykładowo: możemy się umówić z dziećmi na jedną słodkość dziennie, ale to dziecko decyduje, co to jest i kiedy ją zje. Może być też tak, że dajemy dziecku wolną rękę np. w okresie świątecznym, ale zaznaczamy, że to ten okres, a gdy minie, wracamy do codziennych ustaleń, które mamy w domu. Jeżeli oddajemy dzieciom zupełnie pałeczkę w kontroli jedzenia i to ono ma kontrolę nad tym, co i ile je, możemy doprowadzić do bardzo monotonnej diety. Zatem przede wszystkim stawiałabym na rozmowę. Ważne, żeby dziecko miało świadomość, że my nie odbieramy dziecku tych słodyczy, że mamy na nie zgodę, że ich zjedzenie jest dla nas ok. Chodzi o to żeby nie musiało się z nim kryć, mieć wyrzutów sumienia.
Co w tej rozmowie z dzieckiem na temat słodyczy powinno się znale, by nie straszyć, ale trzymać się faktów. Żeby nie budować napięcia, ale stawiać granicę.
To oczywiście zależy od wieku dziecka, bo dla każdego wieku słodycze oznaczają coś innego. Dla dzieci w okresie przedszkolnym czy wczesnoszkolnym, możemy powiedzieć, że umawiamy się na jeden, dwa słodycze dziennie. Ważne, żeby ta słodycz występowała w obrębie jednego posiłku. Dodajmy tę czekoladę czy cukierka do drugiego śniadania, kiedy proponujemy też naszym dzieciom inne, bardziej wartościowe produkty.
Będziemy w ten sposób zmniejszać otoczkę wokół słodyczy, że one są jakieś wyjątkowe. Chcemy, żeby one stały się po prostu czymś normalnym w oczach dziecka. Nie będą zupełnie neutralne, bo zawsze będą miały jakiś ładunek emocjonalny, ale możemy powiedzieć, że umawiamy się na jedną słodycz dziennie. Z moimi córeczkami w okresie świąt utrzymujemy te zasady, a kiedy zdarza im się wyjść poza te ramy, nie mówię, że to jest złe, bo przecież elastyczność w rodzicielstwie też jest ważna.
Co zyskujemy takim podejściem?
Dajemy w ten sposób dziecku sygnał, że ono nie ma powodu, żeby obarczać jedzenie poczuciem wstydu czy winy.
A co w takim razie może zaszkodzić w mówieniu o słodyczach?
To, że są złe. Nie będzie tak, że dziecko nie będzie w ogóle jadło słodyczy. Nawet jeśli w domu staramy się je ograniczać czy podawać tylko domowe łakocie, dziecko w którymś momencie zderzy się z tymi sklepowymi. Warto dać dzieciom narzędzia, jak się z tym zmierzyć. Jeżeli będziemy mówić, że "słodycze są złe, że od słodyczy dostaniesz małpiego rozumu, będziesz gruby", to nasze dzieci będą wzrastać w poczuciu, że jedzenie słodyczy jest czymś złym. Skoro ja je chce jeść, to być może ja sam jestem zły. W efekcie dziecko będzie w ciągłym poczuciu winy. Może to też doprowadzić do tego, że słodycze staną się regulatorem naszych dzieci.
Dlaczego nie chcemy, by tak się stało?
Jeżeli będziemy traktować słodycze jako coś wyjątkowego, każda nagroda będzie się wiązać ze słodkim smakiem. Jeżeli używamy ich jako narzędzia do zmiany zachowania naszego dziecka, to nie jest dobry fundament do budowania dobrej relacji ze słodyczami. Nie stosujemy ich jako kary, nie stosujemy jako nagrody.
Statystyki mimo wszystko są alarmujące, polskie dziecko jest coraz grubsze. Jak sobie to ułożyć w głowie? Ty mówisz, że słodycze są spoko, ale te dzieci tyją i nie jest to dobre dla ich zdrowia?
Jeżeli my sprawimy naszym zachowaniem i komunikatami, naszą postawą ściągniemy całą otoczkę wyjątkowości wokół słodyczy, to dzieci przestaną być tak mocno na nie sfokusowane. Kiedy pracuje z rodzicami, których dziecko ma słodyczową obsesję, to rozwiązaniem tego problemu nie jest zakaz i ograniczenie cukru, ale to by stwarzać więcej okazji do obcowania ze słodyczami. To znak, że słodycze stały się czymś wyjątkowym i trzeba sprawić, by spowszedniały i przestały być atrakcją. Wtedy dziecko będzie umiało dokonywać wyborów.
Należy podkreślić, że nasze dzieci potrafią jeść i regulować ilość pokarmów. Pokazują to badania, w których okazuje się, że dzieci same regulują swoje zapotrzebowanie na składniki odżywcze. Dzieci potrafią jeść.
To znowu jest patrzenie na szerszy obrazek. Nie tylko na to, co zjadło danego dnia czy nawet w danym tygodniu, ale nawet w dłuższej perspektywie?
To nie jest tak, że nasze dzieci tyją od słodyczy. To bardziej złożony problem, który trzeba ująć systemowo. Do jakiej żywności mamy dostęp? Tej, która jest najtańsza. To nie tylko słodycze są odpowiedzialne za otyłość wśród dzieci. To jest duża machina i edukacja żywieniowa. To bardziej globalny i systemowy problem całych rodzin.
Co możemy robić na co dzień?
To, co możemy robić już teraz to pielęgnować samoregulację naszych dzieci. Nie przeszkadzać im w słuchaniu ich ciał i odczucia sytości. Jeżeli my i nasze dzieci będziemy słuchać organizmu, to będą jeść tych słodyczy mniej. Jeżeli będą wiedzieć, że te słodycze są i nie muszą ich na zapas wybierać, to czasami nawet z nich rezygnują, bo akurat mają ochotę na co innego. Dzieci mają wiedzieć, że te słodycze mogą być obecne w ich diecie.