W swojej biografii Mathew Perry wspomina pewien moment ze swojego dzieciństwa. Jego mama miała gorszy czas, a on pomyślał wtedy, że gdyby się napiła, byłaby weselsza. Z perspektywy czasu i dorosłej, uzależnionej osoby przeraziło go to wspomnienie, skąd u małego dziecka wiedza o tym, że alkohol rozwesela. W ilu dziecięcych głowach na całym świecie może pojawić się taka myśl?

Reklama

To oczywiście zależy od tego, jakie wzorce dostajemy w domu. Nie znam dokładnie biografii Perrego, ale jeśli on już w wieku 8 lat miał świadomość, że alkohol reguluje emocje, poprawiając humor, to znaczy, że gdzieś to widział i tak to działa na mamę, czy bliskie osoby. Dlatego pokazując dzieciom, że pijemy alkohol, a potem się śmiejemy, jest towarzyska zabawa, śpiewy, ktoś się super czuje, to dzieciaki od małego to chłoną. Widzą, że dorośli spożywają jakąś magiczną substancję, po której są szczęśliwi.

Tylko dziecko nie zdaje sobie sprawy, że jest to szczęście na kredyt, które potem trzeba odchorować. Jest trucizną, jest narkotykiem, który intoksynuje nasz organizm i nie ma bezpiecznej dawki alkoholu. Tego też nie wiedzą dorośli, świadomość społeczna jest niewielka i gloryfikacja alkoholu jest czymś normalnym. Dlatego jest bardzo duża potrzeba edukowania, że picie alkoholu nie jest tak różowe, jak może się wydawać.

Dzieci uważnie obserwują pijących rodziców / Shutterstock

Nie tylko dzieci, ale i dorośli nie mają świadomości o tym, że to szczęście na kredyt. Co więcej, przedstawiamy dzieciom alkohol w codziennej narracji, nawet nie pijąc, jako coś przyjemnego. Fajny wujek, dobra zabawa, wyluzowani ludzie to ci, którzy lubią się napić.

Tak i potem to się wyciąga z domu. Sam w wieku 15 lat zacząłem imprezować z alkoholem. Rozmawiałem ostatnio ze znajomym ze Szwecji, który wspominał, że dekadę temu problem alkoholowy wśród tamtejszej młodzieży był naprawdę bardzo duży. Wprowadzono rozwiązania regulujące sprzedaż alkoholu, między innymi sprzedaż w jednym sklepie, w określonych godzinach, nie ma go na stacjach benzynowych czy sklepach spożywczych.

W tej chwili młodzi Szwedzi nie piją jak wcześniej, mają większą świadomość, że to nie jest ok. Podobnie jak u nas z papierosami, mamy tę świadomość, że są rakotwórczą trucizną i ich palenie nie jest fajne. Miejmy nadzieję, że społeczeństwo dojrzeje do tego, że narkotyk jakim jest etanol też jest niestety zabójczy i niszczący całe społeczeństwo, nie tylko jednostki.

Reklama

U nas wciąż się słyszy żarty na temat alkoholu, nawet w pracy nie czujemy się skrępowani, mówiąc o tym, że mamy ochotę się upić, nie zdajemy sobie sprawy, o czym naprawdę mówimy. Przecież nie rzucamy żartów na temat tego, że dziś wieczorem wciągniemy kokainę, a z alkoholem nie mamy takiego problemu. A dzieci słuchają.

Często porównuję etanol do innych narkotyków, ale niestety jeszcze ten fakt nie przebija się do świadomości. Mamy w Polsce długą historię rozpicia za sobą, która doprowadziła do tego, że alkohol jest częścią życia i jest wszechobecny.

Przywołał pan Szwecję, która rozwiązała problem alkoholu, wycofując go z życia publicznego. Są natomiast kraje, w których alkohol jest częścią codzienności i kultury , takie jak Włochy czy Hiszpania. Dzieci w tych krajach przyzwyczajone są do tego, że wino podawane jest do obiadu, że to normalny element posiłku, wino jest obecne w czasie przyjęć, również dziecięcych. Jest taka narracja, że to jest w porządku, bo to nie jest ostre chlanie, a kulturalne degustowanie.

Czy jest to w porządku można się przekonać, zaglądając do najnowszych danych na temat raka wątroby. To właśnie w krajach, gdzie ta kultura picia wina jest codziennością, takich jak Włochy czy Francja, występuje największy odsetek chorych na raka wątroby. Nie sądzę, że jest to przypadek. Nie ma bezpiecznej dawki alkoholu i ten pity regularnie, nawet w małych ilościach, jest wysoce kancerogenny.

Czyli z punktu widzenia tego, na co patrzy dziecko, nie ma różnicy, czy widzi roześmianych rodziców na imprezie z wódką, czy rodziców, którzy piją kulturalnie wino do obiadu?

Widzi, że alkohol jest częścią codzienności i tym przesiąka. Sam fakt istnienia czegoś takiego, jak szampan bezalkoholowy dla dzieci jest absurdem. Powoduje wprowadzanie wersji demonstracyjnej alkoholu małemu dziecku i programowanie go na to, że trzeba wznieść toast szampanem, a jak będzie dorosły to będzie mógł wypić pełną wersję tego smakołyku. A teraz może sobie poudawać. To programowanie dziecka do tego, że alkohol jest potrzebny do świętowania i do tego, żeby była dobra zabawa.

Czasem zdarza się "mądry” komentarz, kiedy ktoś powie do dziecka po takim toaście "no i co, szarpnęło?”. Widziałem wielokrotnie na imprezach takich jak wesela, że młodzież biega z piwem bezalkoholowym, które dostały od rodziców. Wydaje im się, że wszystko jest okej, bo przecież nie ma alkoholu. To tak samo jak z tym szampanem bezalokoholowym. Jest to programowanie dziecka do picia i do wejścia na rynek nowych konsumentów alkoholu. Jest to akceptowane społecznie. Trzeba zatem edukować o tym, że takie działania są szkodliwe, cieszę się, że dziś o tym rozmawiamy.

A więc ten bezalkoholowy szampan to zły pomysł.

Bardzo zły. To kodowanie i programowanie dzieciaków do picia. Dziecko pomyśli, że niedługo będzie większe i będzie mogło wreszcie się tej magicznej substancji napić. Alkohol staje się czymś atrakcyjnym, czego dziecko pragnie od małego. To nic dobrego ani mądrego. Podawanie napojów udających te alkoholowe, ale bez procentów to również duże zagrożenie dla alkoholików. Znam wiele przypadków, kiedy napicie się bezalkoholowego szampana w sylwestra sprawiło, że osoby wróciły do nałogu, bo był to wyzwalacz, który ten głód alkoholowy uwolnił. Przypomniał rytuał i cały efekt, za którym się tęskni.

To zresztą nie jest moje odosobnione zdanie. Większość terapeutów ma złe zdanie o bezalkoholowych szampanach czy winach. To dla osób uzależnionych potworny wyzwalacz i nic dobrego. A w kontekście całego społeczeństwa to wersja pokazowa, programująca do rytuału, przyzwyczaja do smaku i tego jak to wgląda i będzie później. Jest to destrukcyjne, powoduje, że kolejne pokolenia wchodzą w ten świat. Oczywiście to nie znaczy, że każda osoba, która pije szampan bezalkoholowy będzie miała problem z uzależnienie, ale jest to niepotrzebne. To pokazywanie i aprobata picia. Nie mówi się przy tym o konsekwencjach do czego może doprowadzić, czym jest uzależnienie i jakie potworne są jego konsekwencje.

Wspomniał pan o rytuałach. Co ze wznoszeniem toastów? Czy jeżeli chcielibyśmy z dziećmi o północy wznieść toast, stuknąć się szklankami z sokiem, to to też rytuał zachęcający do picia?

To trudne pytanie, bo wiele zależy od rodziny. Możemy wznosić toasty bezalkoholowe herbatą czy sokiem, ale róbmy to wszyscy. Niech każdy ma w szklance ten kompot czy inny przyjemny napój. Tak, żeby toast nie kojarzył się z alkoholem. Do świętowania nie jest potrzebny alkohol a drugi człowiek.