Wyobraźmy sobie, że czytają nas teraz rodzice kilkulatków. Przytłoczeni i przestraszeni kolejnymi doniesieniami medialnymi o nastolatkach w kłopotach. Martwią się o przyszłość dzieci. Jakby Pan ich uspokoił?

Reklama

Czy ja bym chciał ich uspokajać? Nie do końca. Uspokajanie i wyciszanie w sytuacji, kiedy dookoła latają bomby jest niezgodne z instynktem samozachowawczym. Nie jestem zwolennikiem odwracania głowy od problemu, wyciszania emocji. To może przynieść odwrotne konsekwencje, zupełnie inne niż oczekujemy. To są wszystko informacje zwrotne. Ból jest informacją zwrotną. Odczuwamy cierpienie – to jest informacja zwrotna. Jeżeli nie chcemy go odczuwać warto się pochylić i zastanowić, dlaczego tak się dzieje. To, co dzieje się w świecie dzieci i nastolatków jest tylko i wyłącznie lustrem tego, co dzieje się z nami. Żyjemy w szaleństwie, świat zwariował w dosłownym znaczeniu. Ludziom puszczają hamulce, WHO publikuje statystyki chorób psychicznych i ich ilość przekracza granice. Nigdy w historii ludzkości nie byliśmy tak wykończeni jako ludzie. Osiągnęliśmy taki moment w rozwoju ludzkości utraty sensu życia. Nad tym warto się zastanowić, co jest za to odpowiedzialne.

Co zatem pana zdaniem odpowiada za tak słabą kondycję psychiczną?

W mojej ocenie jedną z głównych przyczyn jest to, że człowiek przestał umieć być selektywny. Jedną z głównych umiejętności, na którą zwracam uwagę w swojej pracy terapeutycznej i którą pielęgnuję bardzo dobrze u siebie, jest taka, że ja nie chcę być dobrze poinformowany. Mnie newsy nie interesują, dokonuję selekcji. Nie chodzi o to, że chcę żyć na wyspie odciętej od rzeczywistości. Sprawdzam jakość źródeł, skąd pochodzi informacja. A ludzie tego nie robią, zaśmiecają się permanentnie każdego dnia, na okrągła pozwalają, żeby do ich umysłów dochodziło mnóstwo niepotrzebnych informacji. Internet to otchłań, w której, żeby coś znaleźć, trzeba przejść przez zasieki. Amerykańscy naukowcy, którzy zbadali wszystko, odkryli, że my teraz w ciągu doby przyswajamy więcej gigabajtów informacji, niż w Średniowieczu człowiek przez całe swoje życie.

Ludzie zaśmiecają się permanentnie każdego dnia, na okrągła pozwalają, żeby do ich umysłów dochodziło mnóstwo niepotrzebnych informacji / Shutterstock

A mózg musi sobie z tymi informacjami radzić?

On sobie poradzi. Tylko chodzi o to, żeby to się odbywało w pewnej ewolucji. My mamy potężny zapas zasobów, a wykorzystujemy mały ich fragment. Mózg jest najcudowniejszym urządzeniem, jakie można sobie wyobrazić na świecie, ale on też może się przepalać. Alvin Toffler napisał już w latach 50 „Szok przyszłości”, futurystyczną książkę o tym, że przyjdą czasy, kiedy nowinki technologiczne, techniczne osiągnięcia w takim stopniu nas przytłoczą, że my, mówiąc kolokwialnie, przestaniemy wyrabiać. I to się już dzieje od 20 lat, kiedy nastąpiła eksplozja komunikacyjna. Warto tu przywołać symptomatyczne zdanie: „Nieograniczona komunikacja, nieograniczona izolacja”.

Zmienia się też perspektywa na lęk, gdy ma się swoje potomstwo. Ktoś, kto się nigdy nie bał o własne dziecko nie wie, co to jest strach. Zmienia się też jego wrażliwość. Dzieci są odbiciem tego, co dzieje się po stronie rodziców. Nie postępują tak jak im się karze, postępują tak, jak im się pokazuje.

Reklama

I co pokazujemy naszym dzieciom?

Coś, co nie jest ładne. Samemu bądź zmianą, którą chcesz dostrzec w świecie. Zapomnieliśmy o tym, że cały czas gonimy i pędzimy za rzeczami, które są nam kompletnie nieprzydatne. Nie uspokajać, ale zastanowić się jak żyjesz. Na pewno żyjesz tak, jak chciałbyś, żeby żyło twoje dziecko?

Czyli taki martwiący się rodzic w pierwszej kolejności powinien się martwić o siebie i swoją jakość życia?

Każdy psychoterapeuta, który – mówiąc nieelegancko – dostaje zlecenie na dziecko, nie zaczyna pracować z dzieckiem. Zaczyna pracować z rodzicem. To jest praca systemowa. Trzeba poznać w jakim kontekście to dziecko funkcjonuje. My oddelegowaliśmy dzieciństwo. Wynajęliśmy nianie, korepetytorów, trenerów. Rodzice zachowują się tak, jakby za ileś lat miał nastąpić kolejny poziom. Teraz zbierają benefity, nie tylko pieniądze, ale tytuły, nagrody i wydaje się im, że będą szczęśliwi. A tak nie jest. Jak te dzieci mają funkcjonować? Mają odczuwać spokój wewnętrzny, harmonię, równowagę? Nie. Wpadają w takie same pułapki jak ich rodzice.

Czyli zamiast zacieśniać tę więź, ona jest coraz bardziej luzowana w pogoni za „czymś”?

Od lat 90. nie ma co zacieśniać, bo nie ma żadnej więzi. Prowadzę prywatny gabinet, a mam zajęte terminy do sierpnia przyszłego roku. Ludziom wysiadają hamulce i zawory bezpieczeństwa. Nie ma czego korygować, bo wszystko siadło.

A nie jest trochę tak, że pana pacjenci to są ludzie, których pokolenia wstecz skrzywdziły? A współcześni rodzice starają się przerwać ten łańcuch i nawiązywać tę więź?

Każdy, kto ma refleksje jest uratowany. Jeżeli będziemy pocieszać się, biorąc leki przeciwbólowe i nie będziemy czuli bólu egzystencjalnego, nic nie zrobimy. Po co poprawiać coś, co nie boli? Mądry człowiek chodzi na przegląd dentystyczny czy samochodowy. Z ludźmi jest podobnie. Tymczasem mamy problem, zwłaszcza w świecie męskim, w którym facet bardziej dba o samochód niż samego siebie. To, co pani powiedziała to prawda. Pokolenie dzieci lat 90., kiedy zachłysnęliśmy się nagle możliwościami ekonomicznymi, to dzieci czasów, kiedy rozpanoszyła się wielka dżuma pod tytułem nieobecność. Ta dżuma nadal się dobrze ma. Nieobecność dobrze się ma.

Tam, gdzie jest się rodzicem, nie powinno funkcjonować słowo "zaraz". Jeżeli będziemy się tym słowem, dla niektórych magicznym, posługiwać za często, to dziecko w pewnym momencie przestanie się do nas zwracać. Tego nie należy mylić z socjalizacją, dojrzewaniem. Świat i tak zadba o to, żeby zabolało. Dziecko ma dostać w domu bezwarunkową akceptację, bliskość i uważność.

To są te rzeczy, na które powinniśmy od pierwszego dnia zwracać uwagę?

Bliskość jest podstawą. Kiedy do mojego gabinetu przychodzą mężczyźni, których partnerka jest w ciąży, to moment, w którym ja sprawdzam relację. Kobieta zmienia się w czasie ciąży. Czasami staje się mniej atrakcyjna. To jest moment, kiedy w związku następuje "sprawdzam". Tam, gdzie jest prawdziwa, głęboka miłość, to są nic nie znaczące elementy, które powinny ludzi do siebie zbliżać. Związki oparte na głębokiej relacji bez problemu takie momenty przejdą. Widzę u siebie w gabinecie mężczyzn – dzieci, którzy traktują swoje partnerki jak przedłużenie matek. Kiedy kobieta w ciąży przekierowuje całą swoją uwagę na dziecko, które nosi, ten dorosły facet czuje się odtrącony. I to jest dziecinada. Więc ja im mówię, żeby budował relację z tą żoną. Kładł rękę na brzuchu, rozmawiał z nim, puszczał muzykę. To nie są gusła, to czysta neurobiologia. Bliskość trzeba budować od początku, kiedy dziecko jest jeszcze w łonie matki.

Czyli to są takie naprawdę podstawowe rzeczy.

To jest elementarz.

Co by pan doradził rodzicom, którzy już zorientowali się, że coś w tej rodzicielskiej drodze poszło nie tak?

Pogratulowałbym. To nie jest ironia ani sarkazm. Gratuluję im, że zauważyli, że coś jest nie tak.

To już dużo?

To bardzo dużo. Znam przypadki, kiedy dziecko popełnia samobójstwo i wszyscy się dziwią o co chodzi, przecież było tak cudownie. A było tak cudownie, że dziecku odechciało się żyć. Więc trzeba pogratulować takim ludziom, że mają refleksję, że posłuchali, gdy ktoś im zwrócił uwagę: kiedy ostatni raz rozmawialiście ze swoim dzieckiem. Ludzie wydają masę pieniędzy na warsztaty, latają na koniec świata, uprawiają medytacje, mindfullnes, a ja mówię moim pacjentom: "Chcesz poćwiczyć mindfullnes, to popatrz na swoje dziecko. Jak ono się bawi, to nie patrzy na boki. Ucz się od niego".

Nie wychowujmy dzieci, to nie chodzi o wychowanie. To jest asystowanie, asystujemy w procesie. Daję, co mogę dać, próbuję nie zepsuć swoimi wariactwami. Czerpię. Wychowanie jest terminem już nieadekwatnym. To my się możemy uczuć od dzieciaków więcej niż one od nas. Jako początkujący psycholog spotkałem się ze stwierdzeniem, że nie ma czegoś takiego jak szczęśliwe dzieciństwo. Wszyscy doświadczyliśmy czegoś, co jest niedobre, co nie pozwala zupełnie beztrosko wejść w dojrzałość. To nie jest wyjątkowa sytuacja, że w jakimś domu coś nie trybi. Największym błędem to nie jest go popełnić, ale upierać się przy nim. A jesteśmy otępiali, pędzimy. Kiedy następuje wymiana informacji rodziców i dzieci?

Masz 20 minutek pomiędzy zajęciami dodatkowymi a pójściem spać. Jestem byłą nauczycielką i często moi uczniowie spali na lekcjach. Byli w takim pędzie, że chcąc nadrobić życie towarzyskie grali i gadali ze znajomymi po nocach. Ja to rozumiem, bo relacje z rówieśnikami są ważniejsze niż korepetycje, więc pozwalałam im odespać to na lekcji.

To ładne, pozwolić dziecku się zdrzemnąć. Kiedy pracowałem z nauczycielami nie raz im powtarzałem: pozwalajcie dzieciom się wyrażać. Nie ma czegoś takiego jak niegrzeczne dziecko, jest tylko dziecko, które nie spełnia oczekiwań swoich opiekunów. Jeżeli nienawidzi szkoły, do której chodzi, to znaczy, że uczy się w atmosferze lęku.

Czyli się nie uczy.

Nie jesteśmy w stanie się uczyć w lęku, bo kortyzol odcina funkcje poznawcze. Dla mojego syna wybrałem szkołę społeczną, bo szukam miejsca, w którym nauczyciele nie będą kłaść nacisku na dydaktykę. Podstawa programowa jest obłędnie przeładowana i te dzieci nie wyrabiają. Wysiadkę robią dzieciaki, wysiadkę robią nauczyciele.

To ładne, pozwolić dziecku się zdrzemnąć / Shutterstock

Wspomniał pan o twierdzeniu, że nikt z dzieciństwa nie wychodzi bez pokiereszowania. To ciekawa kwestia w kontekście tego, że kiedy media donoszą o nastolatkach, które popełniły samobójstwo, zaginęły, to komentarze są takie, że teraz to ta młodzież taka wrażliwa, bezstresowo wychowana i to wszystko bierze się właśnie z tego. Starsze pokolenie było odporniejsze, a młodzież teraz to takie płatki śniegu.

Przyczyna nie jest po stronie dzieciaków. Przyczyna jest po stronie dorosłych. Dzieciaki wyrastałyby na wspaniałych dorosłych, gdyby ci im w tym nie przeszkadzali. My z uporem szaleńca nosimy przekonanie, że bez nas dzieci zginą. Rola rodzica jest taka, żeby nie ingerować. Największą klątwą świata dzieci, że zacytuję Jaspera Juula, jest brak jakiejkolwiek przestrzeni bez dorosłych. Nie dadzą nawet się spokojnie dzieciakom pokłócić. Jak to dziecko ma sobie kształtować zdolności komunikacyjne, jak ono ma żyć w iluzji, że na świecie nikt się nie kłóci. Każdy nauczyciel przedszkolny powinien przeczytać książkę Juula „Agresja nowe tabu”. Napisana tyle lat temu, nadal aktualna. Cały czas próbujemy te dzieci usadzić: „Jak wyglądasz?”, „No, w co się ubrałaś”. Dziecko przez lata słyszy cały czas zakazy i nakazy.

I to, że jest nie takie.

Tak. No i w końcu w to uwierzy. No bo kim jest rodzic dla dziecka? Bogiem. Jeżeli bóg cały czas mówi, że jest beznadziejne i do kitu to wierzy w to, ale dramat polega na tym, że dziecko nie przestaje kochać rodziców, ale przestaje kochać samego siebie. Zaczyna siebie nienawidzić.

Nasza edukacja nadal opiera się na systemie pruskim, ustanowionym w XIX wieku. Nic nie zmieniamy od tamtego czasu. Nadal funkcjonuje u nas model oparty na hierarchii i posłuszeństwie, który traumatyzuje nasze dzieci.

A kiedy do rodzica przyszło otrzeźwienie? Od czego ma zacząć taki rodzic, który chce naprawić swoje błędy.

Przychodzą do mnie rodzice dobrze sytuowani, którzy w wywiadzie mówią mi, że gdy wychodzą z domu, to jego dziecko śpi, gdy wraca do domu, dziecko już śpi. Problemem, o którym mi mówi jest ten, że jego 15-letni syn gra non stop w gry. Nic wyjątkowego. Ten dorosły pyta, co mi proponujesz? Mam mu odciąć Internet? Proponuję im wtedy, by zaczął grać z nim w te gry, bobędąc z nim w tym świecie w środku, będzie mu łatwiej nim zarządzić. Kiedy ostatnio coś z dzieckiem robiłeś? – pytam. Mam pacjentów, którzy wchodzą w ten świat dziecka w ostatnim momencie. Jeżeli nie podoba ci się, co dziecko robi, zacznij się w to angażować. Inaczej nie ma punktów stycznych a przepaść się pogłębia.

Dziecko też nie od razu wpuści dorosłego do tego swojego świata.

Nie wpuści kogoś, kto był cały czas poza fosą, mimo, że go pragnie. Na tym polega ten dualizm. To dziecko cały czas potrzebuje tego kontaktu, ale jeśli rodzic oddelegował dzieciństwo specjalistom i tajemnym siłom, to trudno oczekiwać otwartości ze strony dziecka. Rodzice nie wiedzą też, że budowanie relacji z dzieckiem ma termin ważności. Mój syn ma 6 lat i skróciłem godziny pracy, bo wiem, że mam jeszcze 6 lat. On w wieku 12 lat nie będzie zainteresowany tatusiem. Będzie szukał rówieśników, co już zresztą się zaczyna dziać.

Agresja, o której rozmawialiśmy jest zaproszeniem. „Halo, jest tam ktoś?” „Czy ktoś chciałby zajrzeć do mojego świata?” A co robią dorośli? Zacytuję: „Zamknij się, nie drzyj ryja”. Jestem doświadczonym gościem, ale czasami jak słyszę, jak rodzice zwracają się do dzieci trafia mnie szlag. Dorośli zachowują się wobec nich gorzej niż dzieci.

Chce pan powiedzieć, że musimy przyjrzeć się sobie, a gdy zaczniemy wchodzić w świat nastolatków musimy to robić w sposób autentyczny?

Autentyczność to podstawa wszystkiego. Bez autentyczności nie ma nic. Nie ma komunikacji, nie ma prokreacji. Nie da się udawać. Dzieci nie potrafią udawać. To my uczymy ich tej umiejętności, często jeszcze uważając to za cenne. Chcąc swoje dziecko zapalić, sami musimy płonąć.